Przed Wami, drodzy czytelnicy, recenzja drugiego ze zwycięzców Naboru. Gromkie brawa dla Iskandiara!
Amerykański zespół z Massachusetts, powstał w 2003, lecz zaczął istnieć w mediach w roku 2005. Opinie o nich są przeróżne. Jedni uważają, że reprezentują on scenę nudnego postrocka, inni z kolei – w tym ja – że są świetni. I chyba jednak nie mogą byś tacy źli, skoro na samym początku kariery, w rzeczonym 2005 supportowali samych Mono (japoński zespół postrockowy, ich utwór „Mere Your Pathetique Light” osobiście uważam za najlepszy kawałek minimalistyczny). Jak dotąd wydali jeden album, „The Four Trees” – ale za to jaki! Cała płyta, od pierwszego do ostatniego utworu utrzymana w tych samych klimatach, tak naprawdę wszystkie 11 pozycji łączy się w całość, dając jeden ponad godzinny utwór.
Już na wstępie zespół wita na kawałkiem „Moksha„, czyli dziewięcioma minutami pozytywnej energii, wypełnione niezwykłymi dźwiękami, do których kultura popowa nie przywykła. Mój osobisty numer dwa na tej płycie. Zaraz potem utwór „Some Are White Light„. Ten z kolei wypełniony jest ciężkim brzmieniem gitar elektrycznych i mocnymi uderzeniami na perkusji. Stanowi bardzo udaną przeciwwagę dla poprzedniego kawałka. Mimo ciężkiego brzmienia kawałek jest przyjemny w odbiorze, niezajeżdżający słuchacza, z resztą tak jak cała płyta – pozytywną energię czuć. Utwór kończy się tak, jak „Sea Lawn” się zaczyna – czyli to o czym mówiłem, jeden wielki kawałek. Ta pozycja zraża z początku słuchacza długim, a z drugiej strony krótkim, bo półtora minutowym wstępem, lecz szybko rekompensuje to dalszą częścią utworu. Widać tu, że zespół ten, mimo częstego używania dźwięków niezwykłych, to wciąż zespół gitarowy. Tu nawet słychać klasyka.
Charakterystycznie też kończą się wszystkie utwory: nieważne jaki był środek piosenki i jakie emocje niósł, końcówka zawsze jest ciężka, jakby szumiąca. „Crawlspace”, utrzymany jest w bardzo podobnej tonacji jak poprzednikr. Nie będę powtarzał, gdyż nic nowego nie wniosę. I tu zbliżyliśmy się do „Book Nine” – absolutnego dla mnie numeru jeden na tej płycie! Zaczyna się jak zwykle ciężko i taki klimat utrzymuje się do mniej więcej 3 minuty. Wtedy nagle ciach, gitary idą w pioch, wchodzi klasyk, a perkusja… a perkusja się rozkręca! Minuta tworzenia klimatu i nagle… perka bije niesamowity rytm 3/4, jakby bolero, gitara gra pojedynczymi szarpnięciami – niesamowity klimat, dla mnie bajkowość. Chwilę potem grane jest to samo na elektrykach – majstersztyk.
„The Dropsonde” – dwuminutowy utwór, stanowiący tak naprawdę przejściówkę między „Book Nine” a „Brombie„. Nie dzieje się w nim nic godnego uwagi, acz bez tego kawałka przejście byłoby marne. „Brombie” – osobisty numer trzy na płycie. Przez tą piosenkę poznałem zespół. Pełna dobrej energii, z w miarę mocnymi uderzeniami na elektryku i niezłym basem bębnów. Zaledwie sześciominutowy utwór, a niesie w sobie tyle emocji, że można by je rozdzielić między całą polską scenę muzyki rozrywkowej. Tym kawałkiem Caspian utwierdza mnie w przekonaniu, że ich perkusja miecie i nie ma sobie równych.
„Our Breaths In Winter” – spokojny, kolejny z serii przejściówek utwór. Ładne crescendo i sprawę ładnego przejścia z jednej piosenki w drugą mamy z głowy. Trzyma klimat. Nawet się nie spostrzeżemy, a już słuchamy „The Dove„. Głośniejsze od poprzedniego utworu, trochę inny styl. Mnie jakoś nie przypadło do gustu. W tym momencie już słychać, że płyta skończy się inaczej niż zaczęła: Zaczyna się robić powolniej, mozolniej, acz nie znaczy to, że gorzej. „ASA” to również kawałek trzymany w takim stylu, acz już bardziej rozbudowana, z niesamowitymi dźwiękami gitary. Po powolnym wstępie otrzymujemy śliczną grę perkusji i strun. Prawie pięciominutowy duet tych instrumentów jest krótko mówiąc niezły. Numer cztery na tej płycie. A jako ostatni kawałek na płycie – „Reprise” – Swoiste wyciszenie po jakże emocjonującej płycie.
Caspian pokazał na krążku, jak niezwykły i jak różnorodny może być post-rock. Od pozytywnej „Moksha”, poprzez niesamowite w swym brzmieniu „Book Nine” aż po wyciszające „Reprise”. Osobiście uważam, że tylko cztery kawałki mogą istnieć osobno („Moksha”, „Book Nine”, „Brombie”, „ASA”). Reszta jest tak naprawdę częścią wielkiego utworu, jakim jest płyta „The Four Trees„. Caspian pokazał, że może. Jestem z nimi i trzymam za chłopaków kciuki. Rozwijajcie się!
Ocena: 10/10
- “Moksha” – 9:07
- “Some Are White Light” – 5:26
- “Sea Lawn” – 5:23
- “Crawlspace” – 7:37
- “Book Nine” – 5:43
- ”The Dropsonde” – 2:05
- “Brombie” – 5:58
- “Our Breaths In Winter” – 3:23
- ”The Dove” – 3:04
- “ASA” – 7:16
- “Reprise” – 5:14
Całość: 1:00:16
Data wydania: 16 kwietnia, 2007
Okiem L:
Naprawdę świetna płyta, urzekła mnie przede wszystkim swoją energią i malowniczością. Takie utwory jak „Moksha” czy „ASA” na długo zostają w pamięci. Płyta powinna podejść nie tylko fanom gatunku, mimo wszystko Caspian może być przyszłością post-rockowego grania! Ocena 9/10.
Zapowiada się ciekawie. Jeśli gdzieś znajdę – przesłucham.
Jeśli Caspian to 10/10, to jak kolega ocenia Godspeed You! Black Emperor, Tortoise i Mogwai? 31/10?
Oceniam płytę i oceniam ją na 10, bo jest tej oceny według mnie warta. Uważasz, że Caspian tworzy gorszą muzykę niż GY!BE, Mogwai i Tortoise? No a ja nie, bo moje ulubione zespoły to właśnie Caspian, Yndi Halda, Amiina, Do Make Say Think, Mum (jeżeli ich podepniemy) a nawet EiTS. Mogwai gdzieś tak na równi z nimi, Tortoise później, a z twórczości GY!BE lubiętylko „f#a00” (Każdy pisze to inaczej, ja gdzieś chyba błąd zrobiłem). Dla mnie płyta jest warta najwyzszej oceny, bo jest jednym z lepszych krążków postrockowych.
Spytałem się, bo kiedyś też przeżywałem fascynację post-rockiem i chłonąłem wszystkie nowości jak leci, ale z czasem się okazało, że to wszystko jest wtórne i nudne. Z perspektywy czasu bronią się tylko wydawnictwa z lat 90-tych + drobne wyjątki jak 65dos. Post-rock się skończył, jak każdy niszowy gatunek, który został spopularyzowany. Mocno przestrzelona ocena, jeszcze do tego dojdziesz w przyszłości. Pozdro!
Nie zgodzę się, że postrock się kończy/skończył. PR jest muzyką eksperymentalną, tutaj nie ma zakresu możliości. Wystarczy spojrzeć na rzczeone 65dos i porównać to z Amiiną chociaż – niby ten sam gatunek, a jak różne są ich brzmienia. To samo można powiedzieć o konwencji tworzenia płyty jako jednego długiego utworu a zlepku wielu kawałków. Ta muzyka jest własnie do eksperymentów. A my słuchamy i chcemy czegoś nowego. Ja chcę.
Post-rock nie jest eksperymentalny, widać mało jeszcze słyszałeś. Dobry i taki start.
‚Jedni uważają, że >reprezentuję< on scenę nudnego postrocka’
…
Poza tym początek recenzji jakiś taki niespójny, niegramatyczny… fuj
A płyty nie słyszałem, ale postaram się niedługo przesłuchać.
Na czym polega różnica pomiędzy post rockiem a progresywnym rockiem?!
Zależy czym dla Ciebie jest postrock. Dla mnie jest muzyką wykraczającą poza standardowe paradygmaty, niosącą wiele treści w różnej przeróżnej formie. Od gitar po dźwięki elektroniczne.
Progresywa wywodzi się z psychodelii, chyba jedyna różnica. No i wokal. Jak jest w progresywie to taki mocny, „rockowy”. A poza tym, to chyba to, o czym wyżej napisałem.
Hmm pierwsza twoja definicja spokojnie może dotyczyć progresywnego rocka. Psychodelia to tylko jedno z źródeł proga, w zasadzie prog określonych źródeł nie ma bo jak sama nazwa brzmi „postępowy” czyli dla danych czasów wykraczający ponad przeciętność, świeży, oryginalny a jednocześnie osadzony w tradycji. Chyba podobnie jest z post rockiem?! Wokal to kwestia sporna. Nazwa łatki to moim zdaniem, zresztą jak zawsze, wymysł muzycznych pismaków.
Hmm… Główną cechą odróżniającą post-rock od progresu jest chyba mozolne budowanie klimatu przez ten pierwszy gatunek. Pełno długaśnych fragmentów, które wielu odstraszają, bo uważają je za zbyt nudne.
Oj, mocno przesadziłeś z oceną. Problemem tej płyty jest to, że nie wybija się ponad przeciętność. Zespołów grających podobnie niestety jest sporo… Od Grails, przez God is an Astronaut na Kwoon skończywszy.
Ależ mnie irytuje ten WordPress:/ Komentarz powyżej to ja, tylko bez avatara;)
Ocena płyty jest oceną subiektywną, każdy może mieć inne zdanie. Mnie płyta się niesamowicie podoba i stanowiska i tym bardziej oceny nie zmienię.
Masta ale to nie dotyczy wszystkich zespołów post rockowych, poza tym często w progach też tak jest.
Wypadałoby napisać to w Wordzie bo chyba nie było (?)
Yyyy… to nie dla mnie. Nuda taka, że ciężko do trzeciego utworu wytrzymać. Wolę Prog ;P
prosiłbym o jakieś rozjaśnienie skali ocen na blogu, żebym wiedział jak odbierać takie noty. 10 to płyta, no, ponadczasowa, niemal idealna, fascynująca, prawie że kompletna, którą będzie sie wspominać z olbrzymim entuzjazmem za lat kilkanaście. Jeśli coś jest bardzo dobre powinno się dawać 7, w skrajnych wypadkach 8 – imho.
Innymi słowy – zróbcie legendę ocen, żeby to miało ręce i nogi.
A co do Caspiana – przesłuchaj sobie kilkadziesiąt płyt w ten deseń to zmienisz odbiór, gwarantuję Ci ;). Naprawdę ten zespół nie wyszedł powyżej pewnego solidnego poziomu post-rockowego grania. Zespół jakich wiele.
A te porównania z progresywnym rockiem… Przecież to całkiem inne korzenie, inspiracje, sposób gry, mentalność, wyrażanie emocji. Progresywni spuszczają się nad pink floyd, post-rockowcy (przynajmniej powinni) nad slint.
Nasuwa mi się pytanie… Po co wszystko szufladkować i klasyfikować? Po co próbować sobie udowadniać, że to jest prog rock, a tamto to raczej post rock? 🙂
przecież to tylko ułatwia. Gdy czytam recenzje chce wiedzieć co dany zespół gra. Zresztą, ‚łatki’ są wszędzie – w literaturze, kinematografii itd. Normalne.
Z tą skalą ocen to dobry pomysł, myślałem o tym już od dawna ale jakoś ciągle odkładałem zapytanie do Szweda na ten temat 😐
Meyde czy płyta jest ponadczasowa to chyba nie nam stwierdzać, nie sądzisz?!
ale skalę ocen chyba każdy z nas powinien mieć własną, co?
a komu innemu? To ma być Wasze subiektywne zdanie czy może stać sie ponadczasowa. Zadajcie sobie te pytanie wiele razy i podejmijcie decyzje czy na pewno. Jeśli tak, to spoko, nic czytelnikom do tego, choć liczcie się z komentarzami, nie zawsze pochwalnymi, bo byłoby za słodko ;).
Zresztą do terminu ponadczasowość radziłbym podejść z dystansem, nie chodzi w tym momencie o jakąś ‚klasykę’ itd. Nie jest to proste, ale zmusza do refleksji i szerszego myślenia ;).
Niszczuk, jeśli każdy ma inną skalę to trochę, imo, jest bałagan. Skoro już są oceny to chciałbym wiedzieć co się kryje za 8, 7 czy 10. Ogólnie.
„Niszczuk, jeśli każdy ma inną skalę to trochę, imo, jest bałagan. ”
przykro mi, ale ktoś tam na górze (Bóg, Wielki Wybuch, nieważne… ) zrobił nas w ten sposób, że każdy ma własne spojrzenie na każdą sprawę i własny… tu niespodzianka…gust. 🙂
Najlepszym rozwiązaniem IMO byłoby zrobienie podobnego systemu oceniania jak w artrocku (serwis taki), czyli, że obok oceny wyrażonej liczbowo zbajdowałaby się krótka ocena słowna w stylu „Arcydzieło”, „Album ponadczasowy” czy „Gdybym mógł, dałbym 31/10” ;] Byłoby czytelnie, nie byłoby bałaganu i użytkownik nie musiałby ganiać po całym blogu w poszukiwaniu legendy. I co więcej, dałoby się wtedy połączyć myśli Niszczuka (krótkie i subiektywne zdanie wykładające znaczenie liczby obok) i meyde (brak bałaganu).
„przykro mi, ale ktoś tam na górze (Bóg, Wielki Wybuch, nieważne… ) zrobił nas w ten sposób, że każdy ma własne spojrzenie na każdą sprawę i własny… tu niespodzianka…gust.”
ale przecież nie o to chodzi.
jak to nie? dla jednego z nas 10 będzie oceną płyty ponadczasowej, wybitnej, a dla innego będzie to ocena płyty „tylko” doskonałej, ale nie przełomowej czy ponadczasowej.
no nie, bo z tego wynika, jakobym żądał (hehe) ujednolicenia Waszych gustów, co przeciez byłoby jakimś chorym pomysłem. Niemal każdy serwis z ocenami ma legendę. W domyśle: „8 dajemy płytom kapitalnym, 4 albumom cholernie średnim, 7 wydawnictwom bardzo dobrym” itd. Przecież to normalne i pomaga czytelnikom ogarnąć cały tekst.
np ocena 1= metr pod titaniciem, 2= muł, 3= rów mariański… 10= luksusowy liniowiec itp 😉
Myślę że najlepszym pomysłem jest rzeczywiście, zrobienie normalnej, prostej skali jak na wielu innych stronach. Jeżeli chodzi o te dopiski typu „płyta ponadczasowa”, są one zbędne, przecież można o tym napisać w podsumowaniu.
Ja też się czepię do oceny i recenzji, także popierając tezę o absolutnym niewyróznianiu się z tłumu =|. Jazda na post-rock bardzo szybko mi minęła właśnie ze względu na powtarzalność. Nawet Godspeed już tak nie kręci ;x
Skala by się przydała, zdecydowanie. Bo łatwo jest przestrzelić ocenę… Określenie „płyta ponadczasowa” jest dość specyficzne i trzeba uważać, które albumy tak się określa… Ponadczasowe może być np. „Dark Side of the Moon” czy coś równie klasycznego…
I raczej chodziło mi o łatki typu „och, ten utwór ma poniżej dwunastu minut, to już nie jest progresywny rock!” 😉
jej, ponadczasowa to jedno z wielu określeń – dystans ;).
I fajnie, że jest planowana legenda, tak czymać.
graja w polsce kilka koncertow w pazdzierniku, warto sie wybrac
[…] https://winyl.wordpress.com/2008/06/22/caspian-the-four-trees/ – recenzja albumu na blogu winyl […]