Gitarowa muzyka instrumentalna jest często kojarzona z przesadnym uwydatnieniem wirtuozerii i utworami zanadto przepełnionymi szybkimi przebiegami po skalach i pasażach, które dla przeciętnego słuchacza są mało interesujące. Jednakże czy wszyscy gitarzyści grający jako soliści skupiają się jedynie na aspekcie technicznym? Nie. Przykładem muzyka, który w swoich kompozycjach postawił na melodyjność i brzmienie jest Eric Johnson. Jego album „Ah Via Musicom” z powodzeniem podbił serca słuchaczy („Trademark” walczył na równi z najpopularniejszymi piosenkami pop) i właśnie tę płytę Johnsona chciałbym wam przybliżyć.
Archive for the ‘blues’ Category
Eric Johnson – Ah Via Musicom
Posted in blues, jazz, rock, tagged blues, jazz, rock on Lipiec 17, 2008| 17 Komentarzy »
Stevie Ray Vaughan and Double Trouble – Texas Flood
Posted in blues, jazz, tagged blues, jazz on Czerwiec 6, 2008| 2 Komentarze »
Początek lat 80 kojarzy się muzycznie przede wszystkim z erą glam-rocka i co raz to ostrzejszych odmian metalu. A zatem, jak to możliwe, że w tym samym okresie na szczyty amerykańskich oraz brytyjskich list przebojów dostał się zespół grający teoretycznie umarły już w tamtej chwili gatunek Rhythm and Blues? Aby rozjaśnić wam sytuację warto byłoby powiedzieć parę słów o Vaughanie, jego życiu oraz grze na gitarze.
The Hoochie Coochie Men feat. Jon Lord – Danger White Men Dancing
Posted in blues, rock, tagged blues, rock on Marzec 31, 2008| 5 Komentarzy »
The Hoochie Coochie Men to grupka kilku mniej lub bardziej znanych muzyków, Tima Gazea – gitara i wokal, Boba Daisleya – bas i Roba Grossera na perkusji. Przyznam się szczerze, że mi te nazwiska nic nie mówią, ale nie nimi muzyka żyje. Zespół nie jest zbyt popularny, panowie ci grają raczej dla wąskiego grona słuchaczy, w końcu blues to nie jest dziś zbyt popularny gatunek.
David Gilmour – On an Island
Posted in blues, classic rock, rock, tagged blues, classic rock, rock on Marzec 19, 2008| 6 Komentarzy »
Zastanawialiście się kiedyś, jaki album wzięlibyście na bezludną wyspę? Jeżeli nie, to pomyślcie nad wyborem tego albumu Davida Gilmoura. Czemu? Bo jest piękny.