Na początek przyznam się do tego, że przez długi, długi czas należałem do grupy radykalnych antyfanów łódzkiej Comy. Ich twórczość jawiła mi się jako mdła, a nazwa zespołu wydawała mi się całkowicie adekwatna do tego, co grają. Do czasu. Poszedłem na koncert, posłuchałem trochę więcej nagrań… Stosunek zmienił się na wysoce obojętny. Aż tu nagle wiadomość: następny krążek zespołu ma być koncept albumem. Nikołajewicz, w sprawie takich rzeczy łakomczuch, postanowił empirycznie przekonać się, jaka będzie najnowsza płyta. Zaczął odliczać najpierw miesiące, a potem dni do chwili, kiedy będzie mógł się wgryźć w album, noszący dość enigmatyczną nazwę „Hipertrofia”…
Otoczka wokół płyty robiła się coraz większa, pogłoski (potwierdzone i niepotwierdzone, tych drugich było więcej), nabierały rumieńców. Artyści zapowiadają wydawnictwo dwupłytowe. Nie lubię takich rzeczy, bo zazwyczaj ciągnie się to i ciągnie, a natężenie „zapychaczy” jest ogromne. Ale mimo tego nie zrażałem się i wciąż czekałem.
Przejdźmy do rozważań nad już gotowym produktem, nad zawartością dwóch płyt scalonych w jednym opakowaniu… Na warsztat zespół wziął ludzkie życie. Opowiedział o nim z punktu widzenia jednostki – od narodzin (a może nawet chwilę wcześniej) aż po śmierć (i chwilę po niej). Banał? Nie do końca. Prócz typowego budowania napięcia przy pomocy dźwięków są tu również przerywniki. Sprawa irytująca przy kolejnych odsłuchaniach, ale bardzo ułatwiająca zrozumienie całej historii. Więc (mimo tego, że teraz często je omijam) to jest plus i ułatwienie – teksty piosenek Comy to poezja, często trudna w interpretacji, a dzięki przerywnikom przekaz się rozjaśnia.
A jak to wszystko prezentuje się muzycznie? Muzycy w porównaniu do poprzednich albumów nieco namieszali. Mocne, osadzone riffy („Transfuzja”), budzące czasem skojarzenia z… Toolem (szczególnie sekcja rytmiczna w „Świadkowie Schyłku Czasu Królestwa Wiecznych Chłopców” to jak dla mnie oczywista inspiracja utworem pt. „Lateralus”), ściana gitar przepuszczona przez różnorakie efekty („Trujące Rośliny”), ale i obrzydliwie piękne, nieprzyzwoicie melodyjne fragmenty (końcówka „Trujących Roślin”, „Cisza i Ogień”). Do tego zasadniczo już nas przyzwyczajono. Ale w to wszystko została wpleciona duża dawka misz-maszu („Pożegnanie z Mistrzami” – funk metal?), elektroniki – lekko syntetyczna perkusja („Wola Istnienia…”, „Nadmiar”), relaksujący „Osobowy”, lekko trip hopowy (sic!) „Parapet” czy fenomenalna i dość kontrowersyjna „Emigracja” emanująca „diabelskim” swingiem. Chce się powiedzieć „stajesz się prawdziwym mistrzem w swojej dziedzinie jeśli potrafisz się nią bawić”.
Koncept album to historia, o której już pisałem. A jak tą historię opowiedziano? Prócz tego, że drugi krążek (opowiadający jak mniemam o dorosłym życiu bohatera) jest spokojniejszy (wiadomo, młodość szaloną bywa)… Nigdy nie negowałem talentu Roguckiego – zarówno wokalnego, jak i literackiego. Płyta trafiła u mnie na podatny grunt, jakim był taki, a nie inny okres w moim życiu – stąd niektóre teksty wywołały całkowity chaos w mojej głowie. Jest tu tyle mądrych i ważnych słów, sytuacji, które już od dawna we mnie siedziały. Czasem Rogucki opowiada bardzo poetycko, a czasem wyjątkowo prosto. „I nie ukrywam, że ulegnę jeszcze raz” – dla przykładu tak Roguc śpiewa o pokuszeniu w „Nadmiarze”. Sam bym tego lepiej nie ujął. Transowy i spokojny „Ekhart” wyciska łzy. Maniera wokalisty już nie denerwuje aż tak. Mniej wycia, więcej krzyku. Słowa na tej płycie to potęga – jak dla mnie jeszcze większa niż w przeszłości.
Nigdy nie podejrzewałem, że to powiem, ale ja naprawdę nie mogę nic złego o „Hipertrofii” napisać. Nie stałem się wielkim fanem zespołu, ale należy mu się dużo szacunku za to, co nagrali. Już w kilka dni po premierze najnowsze dzieło (tak, dzieło) Comy pokryło się platyną. Całkiem zasłużenie – jak dla mnie to jeden z ważniejszych polskich albumów, które ukazały się w tym roku.
Ocena: 10/10
- CD 1
- „Party- Ein Buch für Alle und Keinen” – 3:51
- „Wola istnienia…” – 5:47
- „After party” – 0:35
- „Lśnienie” – 4:34
- „Diagnoza” – 1:35
- „Transfuzja” – 3:40
- „Przesilenie” – 1:04
- „Nadmiar” – 3:09
- „Nowe tereny migreny” – 1:15
- „Trujące rośliny” – 5:49
- „Ciągi i pociągi” – 1:52
- „Osobowy” – 2:07
- „Loty i odloty” – 1:41
- „Emigracja” – 4:26
- „Stosunek do służby wojskowej” – 0:34
- „Zero osiem wojna” – 4:58
- „Polish Ham” – 1:11
- „Pożegnanie z mistrzami” – 3:56
- „Chrum!” – 0:04
- „Świadkowie schyłku czasu królestwa wiecznych chłopców” – 5:05
- „Koniec pewnego etapu” – 0:28
- CD 2
- „Początek pewnego etapu” – 0:53
- „Ekhart” – 10:39
- „Na na na na” – 0:48
- „Zamęt” – 3:15
- „Zwalniamy” – 1:06
- „Widokówka” – 6:50
- „Przestrzeń Nie-rzeczywista” – 1:02
- „Parapet” – 3:30
- „Popołudnia bezkarnie cytrynowe” – 5:39
- „Ślimak” – 0:15
- „Cisza i ogień” – 9:12
- „Epilog ze starym prykiem” – 1:33
- „Archipelagi” – 4:55
- „Recykling” – 1:46
Całość: 109:04
Data wydania: 10 listopad, 2008
10/10? Wysoko, w sumie też nigdy bym nie pomyślał. To co mnie w Comie najbardziej odrzuca to teksty. Co z tego, że mają jakieś tam przesłanie, czy łączą się w koncept, skoro „bez przesłania” brzmią dziwacznie, śmiesznie i komicznie czasem wręcz. Zresztą na tytuły czasem wystarczy spojrzeć. Sztuką jest moim zdaniem napisać tekst który dałby się słuchać i nie znając przesłania/ukrytego znaczenia/whatevah.
Muzycznie też jest dosyć płytko, nie wiem skąd tutaj te porównanie do Toola, a zwłaszcza do Lateralusa. W ogóle nie widzę/słyszę podobieństwa.
Natomiast na plus zaliczę głos Roguca który jest całkiem niezły.
Znajdzie się parę partii perkusji podobnych do Toola, ale poza tym nic innego.
Co do samej płyty, to zarzut mam podobny do Kuby, tylko że odnosi się on do warstwy muzycznej, a nie tekstowej. Otóż jeśli pominąc by koncept, to „Hipertrofia” jest cholernie niespójna, zbyt różnorodna. Dlatego umęczyłem się słuchając tego tworu, nawet pomijając wstawki.
No! 😀
Płyta świetna – odbiega od starego stylu Comy, ale i tak wspaniała ^^
Trzeba po prostu usiąść wygodnie i słuchać.. i słuchać.
Z każdym odsłuchaniem jest coraz lepsza, no i o to chyba chodzi, nie? 😛
Każdy chyba znajdzie jakąś perełkę dla siebie.
9,1/10 – m.in. za wkurzające pipczenie.
Nigdy w życiu nie kupię płyty zespołu Coma. Dlaczego? Powód jest jeden, jest to tak piękna i emocjonalna muzyka, że po prostu nie mogę jej słuchać, rozrywa mi serce.
Pozdrawiam i Wesołych Świąt dla zespołu i przyjaciół Winyla
Mirek
http://www.TwojaRockowaTelewizja.pl