A oto pierwsza recenzja jednego ze zwycięzców Naboru. Powitajcie proszę Nikołajewicza!
Ostatnia płyta płockiego zespołu Lao Che ukazała się co prawda już w lutym, jednak dopiero teraz mam okazję ją ocenić i rozłożyć na czynniki pierwsze. Warto się przyjrzeć ich trzeciemu albumowi, albowiem Lao Che to zespół jak na nasze realia dość nietuzinkowy – od nazwy zaczerpniętej z filmu „Indiana Jones i Świątynia Zagłady” aż po gatunek, w którym się obracają (właściwie to co oni grają?). Jako zagorzały zwolennik ich twórczości, ochoczo przystąpiłem do słuchania „Gospel”. Przed tym albumem postawiono arcytrudne zadanie: przewyższenie swojego wybitnego poprzednika pt. „Powstanie Warszawskie”.
Zacznę od oceny warstwy muzycznej. Po tajemniczych „Gusłach” i dramatycznym „Powstaniu Warszawskim” mamy prawo być zaskoczeni radosnym rytmem pierwszego kawałka z płyty, „Drogi Panie”. Decyzja o uczynieniu z tego numeru pierwszego singla jest jak najbardziej trafiona. Brakuje mi nieco tej dźwiękowej ascezy z poprzedników, ale ta tęsknota mija błyskawicznie, albowiem mnogość dźwięków użytych w kolejnych piosenkach wbija słuchacza w fotel. Oni wiedzą, jak robić pożytek ze swoich instrumentów, wiedzą jak śpiewać i jak wszystkie swoje pomysły okiełznać. Bardzo dobrzy instrumentaliści, mający doświadczenie w graniu takiej muzyki jak hardcore czy death metal stworzyli taki klimat. Ich muzyczną przeszłość najlepiej słychać w numerze pt. „Zbawiciel Diesel”. Tylko jeden taki utwór, przy poprzednich płytach to niewiele. Ale Lao Che wychodzi z tego obronną ręką. Chóralne śpiewy w „Bóg Zapłać”, swing w „Do Syna Józefa Cieślaka”, scat (mający pewnie imitować instrumenty dęte) w „Chłopacy”, instrumentalny „Hiszpan” (w którym cały tekst stanowią szczątkowe sample)… Słuchanie opisanych songów zdecydowanie rekompensuje brak czadu znanego z „Powstania Warszawskiego” chociażby. A skoro przy samplach jesteśmy… Na warsztat wzięto stare polskie filmy, słyszymy kilka różnych języków (polski, angielski, rosyjski)…
Chociaż na płycie przeważają radosne klimaty, jest też parę numerów o względnie posępnej urodzie. Najciekawszym z nich jest „Hydropiekłowstąpienie”, w którym melorecytacja Spiętego (wokalisty Lao Che) przeplata się z dramatycznym refrenem i łagodną damską wokalizą, która przywodzi mi skojarzenia z latami 60. i zespołem Alibabki. Linia klawiszy powoduje dreszcze, a tekst skłania do myślenia. Ale o tekstach za chwilę. Drugi z dobrych numerów o proweniencji „smutniejszej” to zamykający płytę „Siedmiu Nie Zawsze Wspaniałych”, który w dodatku łączy się z ukrytym, instrumentalnym trackiem, co odrobinę mnie męczy niestety. Wadą dla mnie jest również pojawienie się na płycie kompozycji pt. „Ty Człowiek Jesteś?”, która jak mniemam jest nawiązaniem do ostatniego filmu Andrzeja Wajdy. Czy potrzebnym? Nie do końca, jak dla mnie to typowa zapchajdziura.
Czas na parę słów o słowach, nomen omen. Zespół w wywiadach przed ukazaniem się „Gospel” powtarzał jak mantrę, że ich najmłodsze dziecko nie będzie koncept albumem. Ale czy na pewno? To płyta o relacjach międzyludzkich, z wieloma obserwacjami natury socjologicznej. Ale i płyta, na której często pojawia się motyw Boga, zapomnianego nieco zresztą w dzisiejszych czasach. Ta tematyka w jakiś sposób się ze sobą łączy, co pozwala mi wysunąć wniosek, że mimo wszystko album koncepcyjny wyszedł. Z jednej strony kuszenie w Edenie (aż się nie czuje jak się rymuje) w „Drogi Panie”, wizja ponownego potopu w „Hydropiekłowstąpieniu”, wątpliwości w „Siedmiu Nie Zawsze Wspaniałych”… Z drugiej zaś strony relacje damsko-męskie w „mpaKOmpaBIEmpaTA” i „Chłopakach” czy konsumpcyjny styl życia w „Zbawicielu Dieslu”. Ponadto zwracam uwagę na to, iż Spięty po raz pierwszy pojawia się na „Gospel” jako autonomiczny tekściarz, nie autor różnych słownych kompilacji, jak to miało miejsce wcześniej. Ten pierwszy raz jest jak najbardziej udany.
Kilka słów podsumowania? Jak wspomniałem już na początku, „Gospel” otrzymał od swoich ojców arcytrudne zadanie: przebicia swojego starszego braciszka o imieniu „Powstanie Warszawskie”. Udało się czy nie? Jak dla mnie udało, i to z nawiązką. Teraz jak dla mnie płocki septet ma jeszcze gorzej: nagrali kolejne dzieło (takich płyt brakuje w Polsce!), a więc ich czwarty album musi być jeszcze lepszy. Po dłuższym namyśle stwierdzam, że dadzą radę. W końcu Polak potrafi.
Ocena: 9+/10
- „Drogi panie” – 3:43
- „Czarne kowboje” – 5:06
- „Bóg zapłać” – 4:53
- „Do syna Józefa Cieślaka” – 3:16
- „mpaKOmpaBIEmpaTA” – 5:32
- „Hiszpan” – 2:48
- „Zbawiciel Diesel” – 4:29
- „Hydropiekłowstąpienie” – 5:52
- „Paciorek” – 2:29
- „Chłopacy” – 5:20
- „Ty człowiek jesteś?” – 4:06
- „Siedmiu nie zawsze wspaniałych” – 9:46
Całość: 57:21
Data wydania: 22 lutego, 2008
Fenomenu Lao Che nie rozumiem i nie zrozumiem chyba. Przesłuchałem zarówno Powstanie Warszawskie jak i Gospel, i jedyne co widzę to próba jechania na historii i kiczu, który tak Polacy lubią.
6/10 najwięcej.
Czy ja wiem… Rozumiem, że do tematyki „Powstania” można mieć sceptyczne nastawienie, nie mniej jednak zachęcam do przesłuchania „Gospel”, które jest oczyszczone z przesadnego patriotyzmu. Zdecydowanie.
Przesłuchałem ją jakiś czas temu, bez rewelacji (Ale to nie do końca mój rodzaj muzyki). Ja bym 8 postawił, acz mówię, nie gustuję.
bo lao che trzeba poczuc 🙂 po pierwszym przesłuchaniu ich piosenek nie mogłam się przekonac… tez się zastanawiałam, kurde, co w tym jest ze się tak tym zachwycają, bo ja ni hu hu nie dam rady… dopiero po jakiejs rocznej przerwie przypomniałam sobie o Lao Che, które wyszło z płytą Gospel, zmusiłam sie jeszcze raz do przesłuchania, zrozumiałam, i teraz to jest ślepa miłosc …:)