Patrząc na nazwę zespołu można odnieść wrażenie, że to nazwa jakiejś nowej dance’owej formacji rodem z radia na „S”. Przecież tak nie może nazywać się progresywno-metalowy zespół grający muzykę z pogranicza Opeth i Meshuggah! Jednak może.
O muzyce za chwilę. Teraz wypada napisać parę zdań o tym dosyć słabo znanym zespole. No właśnie: „słabo znanym”. Kapela powinna zmienić (albo zatrudnić) menedżera, bo ten odwala niezłą fuszerkę w promocji zespołu. Do rzeczy. Grupa pochodzi z Bielska-Białej. Recenzowany album nagrano w składzie Tomasz Wołonciej (gitara, wokal), Stanisław Wołonciej (perkusja), Andrzej Czul (bas) oraz Piotr Białkowski (gitara), lecz ostatnio stałymi członkami kapeli są tylko bracia Wołonciej.
Na początku recenzji porównałem zespół do Opeth. Płyta „Child Of The Sun” zaczyna się właśnie w taki typowy dla szwedzkiej grupy sposób: akustyczna gitara i łagodny śpiew, a po chwili płynne przejście w mocniejsze granie. To co od razu rzuca się w oczy (uszy?) to gra basu. W większości utworów wysuwa się na pierwszy plan przed gitarę elektryczną i prowadzi słuchacza przez niezwykle klimatyczne opowieści zespołu.
To co ważne w takiej muzyce to płynne przechodzenie pomiędzy łagodnymi, akustycznymi partiami do tych ciężkich i szybkich. Muzykom udało się zachować tą płynność. Poszczególne partie utworów nie są urywane i tworzą jedną, rozbudowaną całość. W paru tylko przypadkach końcówki utworów wydają się urwane, jakby ktoś, grającej koncert grupie, nagle odłączył prąd.
Innym równie ważnym elementem progresywnego rocka-metalu jest stopniowanie emocji. To również grajkom NeWBReeD wyszło znakomicie. W momentach, gdy podniosłość i natężenie dźwięków sięgają zenitu, następuje odpowiednie zwolnienie i wyciszenie. W takich chwilach spokoju świetnie sprawdza się łagodny, melodyjny, choć może nie jakiś wybitny, głos wokalisty. Oprócz głosu jednak pod względem technicznym wszystko trzyma jednak wysoki, światowy poziom. Na uznanie zasługuje np. piękna solówka w kawałku „By The Sea” (do tego utworu nagrano również teledysk).
Wszystkie wymienione wyżej elementy powodują, że słuchając tego albumu trudno się nudzić. Serwowane naprzemiennie odprężające partie akustyczne i wybudzające z takiego letniego, popołudniowego snu thrashowo-death metalowe riffy powodują, że nie ma tutaj dłużyzn. Gdy zaczęło mi się wydawać, że główny riff jest już wystarczająco wyeksponowany i kolejne jego powtórzenie może spowodować ziew, nastąpiła zmiana klimatu, przejście w inną sferę i ukazania kolejnego muzycznego obrazu.
Skoro już o obrazach mowa, to muzyka NeWBReeD nieco psychodelicznym pędzlem maluje nam gorące, pustynne krajobrazy. Czujemy parzący stopy piasek, widzimy wielbłądy, piramidy, słyszymy o intrygach faraonów, błądzimy po labiryntach grobowców, odkrywamy tajemnice klątw mumii, a gdy zaczynamy od tego wszystkiego dostawać udaru, wkraczamy do oazy spokoju.
I to jest właściwie najlepsze podsumowanie tej płyty, więcej mówić już nie trzeba, więc kończę swoje wywody i zachęcam do zapoznania się z „Child Of The Sun”, bo naprawdę warto.
- „So Far Away From Here” – 9:28
- „By the Sea” – 9:32
- „Red” – 8:33
- „Innocence” – 2:33
- „Horizon” – 7:18
- „Green Hill Top” – 9:17
- „Child of Sun” – 9:24
- „Butterfly Colours” – 7:48
Całość: 63:47
Data wydania: kwiecień 2007
hmm chyba kiedyś chciałem zassac tą płyte ale widocznie z jakis przyczyn tego nie zrobiłem, sądzę że nadrobię zaległości choc nie spodziewam sie rewelacji po tym krążku.
Radio na S? O Eskę chodzi? Jeśli tak, to pisze się Eska, a nie Ska. ;p
No co Ty nie powiesz? ;p
A mnie się płyta nie podobała. Jakaś taka bezpłciowa, jak DT. Ale i tak lepiej niż 99% rodzimych muzyków.
z tego co można przeczytać w recenzji to to jest Opeth II ;] ale z ciekawości posłucham. kiedyś ;d
Do bycia Opeth II to miejscami tylko growlu brakuje. 😉
ej właśnie, nie napisałeś nic o wokalu, jaki jest?
lipny ;p
Właściwie to nic szczególnego, ale miejscami nałożony jest na niego jakiś filter co daje nieco psychodeliczny efekt.
dobra ale chodzi mi o sposób śpiewu ;D śpiew, krzyk, growl, skrzek?
Czysty śpiew. Zero growlu
„lipny ;p”
wyjdź..
„Do bycia Opeth II to miejscami tylko growlu brakuje. ;)” napisał Masta i nie sposób się z tym nie zgodzić… za dużo Opeth, miejscami jest po prostu identycznie. riffy, spora część wokali, momenty wyciszenia z akustyczną gitarą – ukradzione. cała autorska reszta bardzo dobra. moja ocena… 6+, może 7.
Do AUTORA:
Panie/Pani MastaBanana podejmując się recenzji tak kapitalnej płyty radzę zapoznać się troszkę bardziej z historią kapeli i czytać uważniej (no chyba, że z wrażenia po przesłuchaniu płyty wszystko się Panu pomieszało i zaczął Pan śnić:D:D).
NeWBReeD to zespół z BIELSKA-BIAŁEJ !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
nie mam więcej zastrzeżeń :)))
pozdrowienia chłopaki :)))
Paweł K.
Tak, masz rację. Mój błąd.
padłem 😆
A jak było pierwotnie? oO
pewnie „bielsko-białej”
Był Białystok ;p