Któż nie zna Rolling Stonesów? Każdy fan muzyki rockowej musiał słyszeć kawałki takie jak „Sympathy For the Devil” czy „Paint It Black” – piosenki które uderzają bezpośredniością i wykonaniem. Stonesi w późnych latach 60 porównywani byli często z The Beatles, uważano ich za niegrzecznych chłopców, buntowników a Beatlesów za spokojnych, poukładanych chłopaków. Tattoo You to album który nie wyłamuje się ze schematu muzyki wesołej, zadziornej którą ta kapela grała przez większą część swojej kariery i która praktykuje nadal.
Album ten powstał w latach 80, w momencie gdy kapela osiągnęła już światową sławę, koncertowała na całym świecie i spokojnie mogła odcinać kupony od swoich poprzednich wydawnictw. Ale Stonesi co widać przekrojowo w ich szerokiej dyskografii, nigdy nie siedzieli bezczynnie i nie nagrywali byle czego.
Tattoo You to płyta pełna kontrastów, mamy tu nieszablonowe rockowe wymiatacze takie jak rozpoczynające album „Start Me Up” (z niesamowitym riffem, który kąsa przez cały kawałek), czy utrzymane bardziej w bluesowej stylistyce ale mocne „Hang Fire” i „Slave” z świetną solówką Keitha Richardsa. To co rzuca się w oczy/uszy to świetna melodyka utworów w których wokal Jaggera czasami zharmonizowany („Waiting on a friend„), umieszczony gdzieś w tle kompozycji pięknie współgra z wybijanym rytmem.
Ale Mick to przecież nie jest postać która się nie wychyla, spokojnie siedzi gdzieś z boku czy raczy nas tylko łagodnym za śpiewem o nie, co to, to nie on. Moc którą za pośrednictwem swojego głosu przekazuje słuchaczowi w „Start Me Up” czy „Neighbours” po prostu podrywa do tańca. W „Slave„, najdłuższym kawałku na płycie mamy w zasadzie wszystko co najlepsze w rock ‚n’ rollu, ciekawe zagrywki perkusyjne, niby nic wirtuozerskiego ale w połączeniu z „brudnawą” gitarką i krótkim saksofonowym solo tworzy piorunujący efekt.
Znowuż „Little T&A” posiada niesamowicie chwytliwy motyw przewodni, czyli śpiewane przez Richardsa (tak, to nie Jagger śpiewa w tym kawałku), partie „She’s my little Rock’n’Roll”. Następny kawałek czyli „Black Limousine” to typowy bluesowy wałek z harmonijką na pokładzie. Ale mamy także ballady m.in. „Worried About You” w której przez większą część kawałka to Mick pokazuje swój kunszt wokalny i to on właśnie jest najbardziej widoczna postacią (poza krótką solówką Richardsa). „Tops” to kolejna ballada, ale utrzymana w innej stylistyce aniżeli kawałek opisywany wcześniej, tutaj mamy klawisze i trochę spokojniejsze tempo. Plus ten charakterystyczny wysoki śpiew Jaggera. Idąc dalej trafiamy na „Heaven„, bardzo ciekawy kawałek z rytmem nieco orientalnym i lekko przetworzonym wokalem co tworzy ciekawy efekt pogłosu. I najspokojniejszy w całym zestawieniu „No Use in Crying„.
Album nie jest wirtuozerski, aczkolwiek ma wszystko to co każdy fan rocka w tej muzyce lubi, ciekawe riffy, solówki, piękny śpiew wokalisty czy inne, nierockowe dodatki. Dla mnie to prawdziwe arcydzieło, ponieważ muzyka mimo upływu lat jest świeża, miejscami zabawna z niesamowitą sekcją rytmiczną i klimatem jakiego mogą zazdrościć jej młodsze kapele rockowe.
- „Start Me Up” – 3:32
- „Hang Fire” – 2:21
- „Slave” – 6:33
- „Little T&A” – 3:23
- „Black Limousine” – 3:31
- „Neighbours” – 3:31
- „Worried About You” – 5:17
- „Tops” – 3:45
- „Heaven” – 4:22
- „No Use in Crying” – 3:25
- „Waiting on a Friend” – 4:34
Całość: 44:23
Data wydania: 24 sierpień, 1981
lol, a to na mnie się rzucali, jak dałem Jelonkowi 9+.. :>
Wam trochę chyba słońce przygrzało, bo dajecie takie wysokie oceny 0.o’
Pff porównujesz jakiegoś Jelonka do Stonesów, wybacz ale może najpierw posłuchaj klasyków a później porównuj do nowości >tak widzę emotkę na końcu<
Sithek a słuchałeś tego?
Ja nie daje 10 z urzędu, według mnie ten album zasłużył na taką ocenę, a poza tym wszystko jest w recenzji.
no nie słuchałem, ale przesłucham tylko dlatego żeby sprawdzić czy ten album zasługuje na 10 ; ]